Solarigraficzny potworek.

Czym dla Was jest solarigrafia? Można przez chwilę się nad tym zastanowić. Dla mnie jest od samego początku wyzwaniem, doskonaleniem umiejętności. Poszukiwaniem rozwiązań do ciągle pojawiających się problemów. Dla mnie są to lata udanych prób i wielu wielu porażek. Ten czas to udoskonalanie konstrukcji (aparatów), zabezpieczania ich przeciw pogodowym warunkom zewnętrznym. Udoskonalanie kamuflażu itp. To tylko część z tego wszystkiego przez co trzeba przejść aby móc zrobić świadome zdjęcie, takie jakie sobie zaplanowałeś. Aby przelać na materiał światłoczuły to co chcesz pokazać. Ustawić wszystkie parametry, czas naświetlania, przysłonę, wycelować “obiektyw” w odpowiednie miejsce i nacisnąć na roczny spust. Tak to wygląda według mnie? Zgodzisz się z tym?  Następnie bierzesz do ręki książkę “Solarigrafia w praktyce” której autorem jest Marek Poźniak i to wszystko co napisałem wyżej możesz wyrzucić do kosza. Zacznijmy od tego że nie jest to książka a kilka stron tekstu, podzielonego na pół – po polsku i angielsku. Reszta to fotografie o których wspomnę później. Wróćmy teraz do tego o czym pisze autor.

Może zacytuję fragment.

„Doświadczenie widzenia obrazu, powstałego przy pomocy camery obscury powoduje (…) rozbieżności interpretacyjne. Znajomość metody oraz miejsca, które uwieczniono, może znacznie wpłynąć na odbiór. W dodatku sam proces tworzenia obrazu jest na tyle nieprzewidywalny, że końcowy efekt może być dla patrzącego bardziej zbliżony do testu Rorschacha niż fotografii użytkowej. Nie należy się jednak temu dziwić, gdyż samo oko camery za każdym razem widzi coś innego”.

Dla autora nie ma czegoś takiego jak świadome tworzenie solarigrafii, w sumie jesteś prawie jak widz dla którego robisz zdjęcie. Dlatego, że nie masz żadnego wpływu na efekty końcowy. Marek pozostawia sztukę solarigrafii w sferze przypadku. Jeśli coś wyjdzie to ok, a jeśli nie wyszło to i tak wyszło. Czy to będziemy plama czy w miarę satysfakcjonujący obraz to nie ma znaczenia. Aparaty stworzone przez człowieka z takim podejściem dają wiadome efekty. Mamy tu do czynienia z można by brzydko powiedzieć odstawieniem fuchy. Otwór zrobiony igłą krawiecką w folii aluminiowej i wklejenie go w jakiś pojemnik, pudełko. Nic więcej się nie liczy, bo w końcu przypadek kształtuje nam zdjęcie. Brak solidnego mocowania stworzy nam obraz, woda z nieszczelnego wieczka naniesie kolory. Do tego może ktoś przez przypadek strąci camere i uzyskamy multiekspozycje. Autor nie bierze w ogóle odpowiedzialności za to co tworzy. A jego twory to większa, prawie 99 procentowa część “książki”

O zdjęciach tych nie będę wspominał. Jeżeli człowiek, który nie przykłada żadnego wysiłku do tego co tworzy, to z czystym sumieniem powiem, że przejrzałem tylko kilka zdjęć, nie dałem rady więcej. Naprawdę była to koszmarna, męcząca i nudna wyprawa po galerii solarigraficznych osobliwości. Teraz pytanie do kogo jest skierowana ta książka? Do początkujących!? Odradzam im branie na poważnie wszystkiego co tam jest napisane. Dla bardziej doświadczonych? Litości… nie!

Przepraszam Marek, ale stworzyłeś mały solarigraficzny koszmar. Oczywiście ludzie uznają Twoja pracę za to, że stworzyłeś tą tajemniczą otoczkę przypadkowości i na tym bazujesz. No cóż z gustami się nie dyskutuje.

2 thoughts on “Solarigraficzny potworek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *